niedziela, 25 lutego 2018

Rakowe opowieści - miałam nie pisać !

Jestem nikim, czyli po pierwsze ludzie. Och.
Najtrudniej jest zacząć, napisać coś co zaintryguje czytelnika, przyciągnie jego uwagę, spowoduje, że odnajdzie cząstkę siebie, receptę na swoje problemy.

Odnależc siebie.Do dziś szukam.




-Mam guza w lewej piersi, mamo, czy ty mnie słuchasz ?Mam raptem dopiero trzydzieści siedem lat- czy ty rozumiesz co ja do Ciebie mówię ? zrozpaczona Halina, Halinka, dla przyjaciół Linka, usilnie szukała choć odrobiny współczucia, empatii.
Zdenerwowana matka,gwałtownie odstawiła garnek na piec-serio co ty mówisz,u nas w rodzinie nikt nie chorował na raka piersi.Ale wiesz, ciotka Maryśka mi się ostatnio śniła.
-No i co z tego, jaki to ma związek ze mną, po co ty mi to mówisz ? Ciotka Maryśka, żona wuja, brata ojca mego długo leczyła raka piersi, biedna co ona tam sobie nie usunęła, obie piersi, jajniki, koniec konców, przegrała nierówną walkę, a może wygrała, w końcu unicestwiła skurczybyka, tylko jakim kosztem ??? Za cenę własnego życia ???
-Ano sniła mi się, chyba tylko po to, by mnie poinformować, że ty rówież będziesz chora-wydatne usta kobiety sciągnęły się w wąską kreskę, niebieskie oczy stalowo błysnęły.
-Mamoooo ! mamooo! co ty mówisz? czy ty się słyszysz ? Nie no żeby tak własna matka, to nie do pomyślenia !
Wymyśliła tą historię czy na prawdę miała ten sen ???
Nie, to nie może być to, jakkolwiek i cokolwiek to nie rak, ja okaz zdrowia, nie pamiętam kiedy chorowałam-gorączkowo myślała Linka.
Tak bardzo liczyła na matkę, jechała kawał drogi, miała potrzebę by komuś się wygadać, pożalić, komuś kto ją zrozumie, wesprze, tak liczyła i się przeliczyła. Było jak zawsze, mama Antonina, przez koleżanki nazwana żelazną damą, życie jej nie rozpieszczało, to i ona nie rozczulała się nad własnymi dziećmi.
-Byłaś u lekarza ? Mysli kłębiły się w głowie starszej już przecież kobiety. Dwie córki każda inna, Dorota-wiecznie zbuntowana nastolatka, dwoje dzieci z pierwszego małżeństwa, już po rozwodzie,aktualnie w nowym związku i nowej ciąży.
Natomiast Halina, Halinka- co za zwariowany pomysł zwracać się do kogoś-Linka, poukładana, ascetka, realistka twardo stąpająca po ziemi, wraz z mężem od lat walczyli o zajście w ciążę.
Och nie będzie lekko-pomyślała kobieta. 
Też pytanie-żachnęła się Linka-mam już wynik usg, oraz wskazania do wykonania biopsji cieńkoigłowej, za miesiąc umówioną wizytę na onkologii-to zabrzmiało grożnie dla Tosi,dla niej ta cała onkologia to jak zdobycie  Mount Everest, ona całe życie korzystała z miejscowej poradni, choć sprawy rakowe nie były jej obce.Gdy miała trzydzieści pięć lat w wyniku choroby nowotworowej zmarła jej matka, cierpiała na nowotwór żołądka, teraz tak się zastanawiała, spóznili się z tym leczeniem, trzeba reagować tak jak Linka, natychmiast, nie czekać, nie zwlekać, nie cierpieć w milczeniu-mądra ta jej córka, zupełnie inna, zaskakująco inna od matki.

Halina-zawsze była nikim, tak czasem o sobie myślała. Jestem niezagospodarowany potencjał ludzki, co z tego że twórcza, kreatywna, skoro nikt nie chciał tego wykorzystać.Zresztą w tym kraju by zaistnieć, należy iść wyboistą drogą po trupach do celu-a to nie leżało w jej charakterze, wydawało by się, że nie ma natury bojowniczki.
Z duszą na ramieniu, sercem kołaczącym gdzieś w okolicach gardła, na uginających się nogach, niecierpliwie czekała na swą kolejkę w Centrum Onkologii. Tłum ludzi kłębił się pod gabinetem biopsji cieńkoigłowej, srednia wieku tak koło sześćdziesiątki.
Starsze towarzystwo z zainteresowaniem przyglądało się młodszej pacjentce.
-Kochanieńka Ty taka młoda, tak dobrze wyglądasz, Ty się pochorowała, nie może być-zaszczebiotała starsza kobieta, siedząca obok.
-Widzisz ja od lat choruję, wszystko to przyszło z piersi, prawej piersi, teraz zaatakował wątrobę i drugą pierś, ale ja się już zabezpieczyła, testament napisała i miejsce na cmentarzu wykupiła-ciągneła monolog obca kobieta.
Halina pobladła, miała wrażenie że wraz z powietrzem uszło z niej całe życie-no jak to tak, ma się teraz tłumaczyć  ze swoich słabości i dolegliwości, tu i teraz przed tymi pacjentami, never, nigdy, ona tak nie potrafi, zresztą ją to nie dotyczy, ona tylko chce sprawdzić, zbadać, ewentualnie usunąć i już nigdy nie wracać w to miejsce.
Drzwi do gabinetu gwałtownie się otworzyły,poprzez szum w uszach usłyszała swoje nazwisko, siedzi jak przymurowana do krzesła, zniecierpliwiona pielęgniarka ponownie zawołała-pani Och !
-Tak jestem-na nogach jak z waty Linka ruszyła w stronę gabinetu,przez mózg przetoczyła burzę myśli-to już? to się dzieje naprawdę? to niesprawiedliwe, nie każda kobieta tego doświadcza, dlaczego ja ? to pewnie jak madejowe łoże? cholera boję się jak sto diabłów.
-Poproszę się rozebrać od pasa w górę, która to pierś?
-Lewa-wykrztusiła, na godzinie dziesiątej-proszę usiąść swobodnie, zaraz będzie po wszystkim- dwie panie w białych kitlach dobierały igłę do wkłucia.
Ok, to pobieramy, spokojnie, to tylko małe ukłucie, nie będzie śladu-wystraszona na maksa odwróciła głowe w bok- nie będę na to patrzeć.
-Wkłuły się ?-świat zwolnił obroty ? miała wrażenie, że te trzy minuty to wieczność.
-Materiał do badania pobrany, może pani się ubrać, ten gazik proszę włożyć do stanika w miejsce ukłucia, wynik będzie za trzy tygodnie w gabinecie lekarskim, na wizycie- do widzenia.
-Szok, to już, nawet nie poczuła, pierwsze koty za płoty, teraz   skrzydła u ramion jej wyrosły- jaka jestem dzielna, wszystko będzie dobrze.

Cdn, może ?