czwartek, 3 sierpnia 2017

Może to ten czas ?

Witam.
Dziś będzie krótko, rozważam usunięcie bloga, naprawdę mocno się zastanawiam, pisarka ze mnie żadna, czytelników nie pozyskałam. Czasem ktoś wpadnie.....poczyta i zapomni, może się pośmieje....bez sensu.

Nie mam parcia, dziś nikt nikogo nie obchodzi, każdy widzi tylko czubek własnego nosa, ewentualnie buta. Ja jestem  niedzisiejsza,  nie na te czasy, i chyba wychowana w innym duchu. Naskrobałam tego....troszkę od 2012 roku, jeszcze pomyślę, usunę, ewentualnie treści sobie zachowam, w końcu to kawałek mojego życia.

Wiem zaglądacie....największe wzięcie ma post o biopsji grubo igłowej i sanatorium w Ustroniu.
Czyli kobiety szukają informacji. Dziś można znaleźć ją wszędzie, na facebooku są grupy wsparcia, w sieci są odpowiednie strony, choćby Amazonki Net.

Nie jestem jedna, jedyna w swoim rodzaju, ani wyjątkowa, ja jestem nikt, nie zagospodarowany potencjał ludzki. Póki co, pomyślę......pozdrawiam Dike.

piątek, 21 lipca 2017

Porządki ku zdrowotności.

Rozochociłam się, rozsmakowałam w życiu.
Choć nadal słaba, jednak co by nie napisać to choroba osłabia, leczenie (chemia) osłabia, radioterapia osłabia, zabiegi chirurgiczne, w tym narkoza- osłabiają, no i na koniec końców po 50 to już w ogóle się słabnie na maksa.

Jeszcze parę dni i będę świętować swoje pięć lat od pozbycia się dziada, tak, tak, 27.07.2012. roku pańskiego, wyrzuciłam na zbity pysk, niechcianego gościa, szkoda, że przy okazji pozbyłam się piersi, No ale jak się idzie na wojnę, to ofiary muszą być
.
To było bardzo niespokojne pięć lat, wciąż coś się działo - a to doszukiwali się lokatora w drugiej piersi, w wątrobie również, nie ominęła mnie abrazja, nadal źle znoszę hormonoterapię, no i hura ! hura! hurra! jeszcze tydzień, dwa, tabletki typu tamoxifen, czy egistrozol też mi odstawią.
Postanowiłam zaufać swojej intuicji, wiedziona zdrowym rozsądkiem - tak przynajmniej mi się wydaje, i tak myślę - za radą mądrych medyków dermatologów, usunęłam ze skóry pleców wszystkie brzydkie plamy, jakie to powstały przez te pięć lat. Moja wspaniała Pani dermatolog J.S. po sprawdzeniu zmian dermatoskopem, każdą plamę wymroziła -jestem jej wdzięczna, w końcu wyglądam normalnie i mogę się ludziom na oczy pokazać. Mało tego - usunęła również włókniaki powstałe na szyi, i to w liczbie mnogiej. Nie napiszę, że to były przyjemnie zabiegi, do wytrzymania moje Panie.

Sprzątam aż się kurzy - porządek musi być, teraz pod nóż poszła moja twarz, hmmm - od lat noszę na policzku zmianę potrądzikową, w postaci brodawki, także na łuku brwiowym, a właściwie tej z łuku brwiowego to już się pozbyłam.
Wszystko w ramach NFZ, za nic nie płaciłam, wystarczy skierowanie od lekarza rodzinnego do Chirurga Plastyka. Trafiłam w ręce cudownej pani doktor Specjalistki Chirurgii Plastycznej D.P - K.
Muszę to napisać, odkryłam wspaniałą Placówkę, Centrum Medyczne, gdzie pracują wspaniali ludzie, jedyni w swoim rodzaju, gdzie człowiek czuje się jak pacjent ( nie jak śmieć ) jest zaopiekowany od początku do końca. Gdy opowiadam znajomym, to często pytają - A to było aby na pewno w Polsce ??? Tak w Polsce - można ? Można :)

Zdjęć z plecków nie posiadam, musicie uwierzyć na słowo honoru hahaha  :-D
Ciekawe jak się zagoi, czy będą blizny ? Ja już jak weteran wojenny, troszkę się nazbierało :)
Jeśli Macie jakieś pytania - śmiało piszcie, odpowiem szczerze. Pozdrawiam serdecznie Dike.



,,Ale to już było, i nie wróci więcej '' Oby, niech się sprawdzi !

Na życie mi się ma !!!

Z frontu walki, to jeszcze nie koniec :)

piątek, 9 czerwca 2017

Na zdrowie !!!

Zdrowie - najcenniejsze co posiadamy !
Warto o siebie trochę zadbać, tym bardziej, że pora roku sprzyja. Na straganach robi się kolorowo.
-Wiem, wiem, nikomu nie chce się robić soków, pieczołowicie myć, obierać, wyciskać owoce, tylko dla chwili przyjemności - taki sok świeżo wyciskany, to roboty co nie miara, niebo w gębie a sokowirówka sama się nie umyje.
Jak to mówią - potrzeba matką wynalazku - z potrzeby zastąpienia słodyczy ( czekolady, czekoladek, batoników, ciast i ciasteczek ) wpadłam na pomysł robienia smoothie, czym dziś chcę się podzielić.
Nie prowadzę bloga kulinarnego, raczej takiego propagującego zdrowy styl życia, dlatego wkleję kilka moich propozycji zastąpienia słodkości. Już moja mama, która to również chorowała na raka, mawiała- mój lokator chce słodyczy i kiełbasy. I mnie również tak ssie, zjadłabym jakieś pyszne ciacho, kaloryczny deserek, lub bitą śmietanę z owocami i czekoladą - mniam.
Wazne jest by po chorobie nowotworowej zdrowo się odżywiać, unikać cukrów prostych - wszak rak żywi się cukrem. W ogóle najlepiej cukier zastąpić miodem.
Dzisiejszy post jest dla posiadaczek blendera.

Trwa sezon na truskawki. Jogurt naturalny, łyżka miodu, nasiona Chia, truskawki - uwielbiam.
Truskawki, jabłko, banan, morele, troszkę imbiru, całość zblendować, można dodać trochę wody mineralnej niegazowanej - i jest pysznie.

Jabłko, gruszka, banan, szpinak. Smakuje całkiem dobrze, dobroczynne działanie szpinaku wszyscy znamy.
Ananas, garść zielonej pietruszki, jabłko sok z połówki limonki, trochę wody mineralnej niegazowanej. Bardzo orzeźwiający, polecam.
Jak widać zielone rządzi, zielony to mój kolor przewodni. Ogórek zielony, jabłko, mango, szpinak, odrobina imbiru, woda mineralna niegazowana.
Energetycznie, pomarańczowo, jabłko, banan, pomarańcza, marchew, mango, odrobina imbiru, woda mineralna niegazowana.
Zielony- ananas, jabłko, ogórek zielony, pietruszka zielona, sok z limonki, łodyga selera naciowego, woda mineralna niegazowana.
Pomarańczowy-ananas, morele, banan, jabłko, nektaryna, odrobina imbiru, woda mineralna niegazowana.


Życzę smacznego i powodzenia w odkrywaniu nowych smaków, pozdrawiam serdecznie.
Dike.

niedziela, 21 maja 2017

Wiara czyni cuda !!!

Jeśli pięknie poprosisz, jeśli się modlisz i wierzysz. to dostaniesz.
To co tu napiszę, to dla mnie dowód na to, że On jest, istnieje, i nasze życie od Niego i do Niego należy.
I choć wydarzenia ostatnich miesięcy sprawiły, że straciłam wiarę w ludzi, to z pewnością nie utraciłam wiary w Boga.
Ale po kolei, w zeszłym roku z okazji 30 letniego pożycia małżeńskiego, dostałam od męża piękny prezent - złoty łańcuszek z zawieszką, były to malutkie dwie obrączki, jedna z nich z białego złota.
Nie piszę by się chwalić, czy też w jakikolwiek sposób podkreślić swoją zamożność, ten prezent miał dla mnie ogromną wartość, lecz nie finansową.
Tak więc do rzeczy- dziś taki piękny dzień był, aż szkoda było zmarnować, wybraliśmy się z męzem na rowery, uwielbiam jeździć na rowerze.
Decyzja podjęta pod wpływem chwili, spontan. W trymiga wskoczyłam w sportowy, wygodny strój, jeszcze tylko adidasy na nogi, sportowa torba na skos przez ramię,  mąż już wyprowadził rowery, szybko zbiegłam przed dom.
Pojechaliśmy.....w trakcie jazdy zorientowałam się - kurczę, nie zdjęłam łańcuszka, będę uważać- trochę pasek od torby nasuwał się na łańcuszek.
Nie wiem dlaczego po prostu nie schowałam biżuterii do tej nieszczęsnej torby.
Po siódmym kilometrze zrobiliśmy krótką przerwę, przed nami zakręt i niewielkie wzniesienie, sportową bluzę, która to miałam na sobie przewiązałam w pasie- było gorąco.
Ruszyliśmy w drogę, jeszcze tylko chciałam sprawdzić czy łańcuszek jest na miejscu, bałam się, że zgubię.
Sama nie wiem jak to się stało, czy zerwałam go paznokciem ? Czy zaplątał się w ten pasek od torby ? Usłyszałam tylko delikatny dźwięk spadających obrączek.
Jesteśmy na ścieżce rowerowej, obok nas pędzą samochody, zatrzymujemy się natychmiast, to oczywiste, zgubiłam cos co ma dla mnie ogromną wartość, spadło na ścieżkę- musi gdzieś tam być, wystarczy wrócić te trzy metry i podnieść.
Okazuje się, że to co oczywiste, nie zawsze takie musi być- przeszukujemy każdy centymetr asfaltu, schodzę z drogi dla rowerów, sprawdzam na ulicy, na środku, oraz po przeciwnej stronie, mąż na mnie wrzeszczy - jeszcze moment i potrąci cię jakiś samochód.
Jest mi tak przykro,idę za zakręt, w głowie kłębią mi się myśli- Panie Boże nie rób mi tego, proszę pomóż, przecież to musi tu gdzieś leżeć, proszę oddaj mi. Panie Boże to dla mnie ważne.
Wracam, szukamy już pół godziny, moja druga połowa mówi- jedźmy, to nie ma sensu !
W tym momencie schylam się, coś błyszczy w porowatej nawierzchni ścieżki rowerowej, jest !!! Oboje w tym miejscu kilkakrotnie sprawdzaliśmy i żadne z nas nie widziało, dla nas cud.
Ma sens, to ma sens !!! znalazłam, a chciałam zrezygnować, ja nigdy się tak szybko nie poddaję, to choroba mnie tego nauczyła.
Dziękuję Ci Panie Boże, jestem Twoją dłużniczką, dziękuję, że mnie wysłuchałeś !!!
Dziękuję wszystkim Tym którzy zechcieli to przeczytać, żadna ze mnie pisarka, to zdarzyło się na prawdę. Pozdrawiam Wszystkich z serca, szczęśliwa Dike.

 





piątek, 14 kwietnia 2017

Wielu łask Bożych na zbliżające się Swięta Wielkanocne.


AbrazJa w trakcie hormonoterapii.

Miałam napisać i co??? Jak zwykle zapomniałam.
Cięzko skrywaną tajemnicą jest, że większość kobiet, no prawie większość, w trakcie hormonoterapii jest zmuszona poddać się zabiegowi abrazji.
Tak wiem, większości ten termin kojarzy się z usunięciem niechcianej ciąży.
W czym rzecz, otóż najprościej, w skrócie można to ująć tak, lek jaki nam serwują w trakcie hormonoterapii powoduje, zmniejszenie stężenia estrogenów we krwi, tym samym w zależności od wieku, od organizmu, przestajemy miesiączkować (lekarsto stosowane w trakcie hormonoterapii może się przyczynić do powstania nowotworu macicy, skutki uboczne stosowania tych leków są dramatyczne).

-Niestety często zdarza się tak, że miesiączki brak lecz błona wyściełająca macicę narasta, gdy tajemnicze endometrium odrośnie powyżej 0,9 milimetra należy wyczyścić macicę czyli wyłyżeczkować, przeprowadzić abrazję.
-Mój organizm najwyraźniej do tych walecznych należy, za punkt honoru sobie przyjął nie poddawać się, nie pozwolić zrobić z siebie staruszki. Niestety już raz abrazję miałam i jak tak dalej pójdzie to wnet czeka mnie następna. Jeszcze po tej pierwszej mam złe wspomnienia, sam zabieg nic takiego, przeprowadzony w krótkotrwałej narkozie, nic nie czujesz o niczym nie wiesz.
Dopiero po wszystkim, w łóżku szpitalnym na sali ogólnej zaczęła się jazda, półprzytomna rozkrwawiłam się na maksa, Bielizna na przebranie, zapas podpasek i to nie mały, wszystko to było za mało, siedziałam po uszy we krwi.
Co rusz zaglądała jakaś pielęgniarka, nadziwić się nie mogły- no bo podczas zabiegu rzekomo nic nie krwawiło.
A już gwoździem programu była pani salowa, pewnie jej się spieszyło łózko dla następnej pacjentki przygotować. Weszła do sali i stwierdziła- a pani to już dwie godziny temu do domu miała iść.
-No może i miała ale nie jest w stanie- pomyślałam, to chyba nie bardzo w porządku wyskrobać pacjentkę po nowotworze i natychmiast wysyłać do domu.
-Ech ta nasza służba zdrowia, widać takie czasy, że i salowa ma autorytet.

poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Ile tej złośliwości ?

Napiszę tu, bo jak nie napiszę i nie wyrzucę z siebie to mnie zeżre, prędzej jak skorupiak.
Ja która do tej pory uważałam, że świat jest piękny a ludzie są dobrzy, zadaję sobie dziś pytanie-
-Czy jest cos bardziej złośliwego od raka ?
Pewnie jak długo nie będę mieć przerzutów, tak długo będę myśleć, że jest - ludzka złośliwość.
Do tej pory wydawało się, że moim największym wrogiem jest G3 ( stopień złośliwości ) w skali 1:4.
G3 okazał się być łaskawy, od czasu jak mu pogroziłam palcem, siedzi cicho jak mysz pod miotłą ( obym nie wywołała wilka z lasu).
25.02. zamarłam, przygasłam, poczułam się zagrożona, dostałam kolejną lekcję, od ludzi, paskudnego frustrata, który to już od lat mnie prześladował, tylko ja szukałam winowajcy daleko.
Do głowy by mi nie przyszło, że to mój najbliższy sąsiad- człowiek pracujący dla kościoła, nie o fuck !
Do rzeczy, otóż rzeczonego 25.02. porysował mi drzwi przednie w samochodzie.
Zrobił to w taki sposób, że należało polakierować i przednie i tylne.
Koszt naprawy w autoryzowanym serwisie to tylko 1500 zł. A co tam, nie stać ich ? Nie mają innych problemów ? To już mają.
Zabolało ? Tak boli jak cholera, mnie to wręcz podwójnie boli. Widać nie ma taryfy ulgowej dla ludzi chorych.
Nie bym chciała coś dla siebie ugrać, jakieś specjalne względy. Ja nigdy nikomu nic a nic, żadnych szkód, nawet słowem nie szafowałam, a tu takie coś.
Odchorowałam, bardzo, i muszę to napisać, w niedzielę wybrałam się na mszę, Palmowa niedziela, wiadomo, ja zdeklarowana katoliczka, poszłam.
Jeszcze się łudziłam, może go choć zawieszą w tej posłudze do mszy ?
Jakże się myliłam, w jakim byłam błędzie, gdy ujrzałam prześladowcę szykującego ołtarz.
Człowiek któremu grozi pięć lat odsiadki, jakby nigdy nic wypełniał swoje obowiązki.
Nogi pode mną się ugięły, łzy napłynęły do oczu, gwałtownie mrugałam powiekami by napływające łzy wchłonęły się do wewnątrz a nie spłynęły po policzkach.
Poczułam się w pewien sposób zdradzona, ludzie zaśpiewali- Ludu mój ludu, cóżem Ci uczynił- a ja miałam gula w gardle, nie wydusiłam ani słowa.
W obliczu zaistniałej sytuacji nasuwa się pytanie - co gdybym zmarła ? Wszystko się zdarzyć może !
Taki ktoś ma mi szykować pochówek ???-Never !
Piszę wciąż pod wpływem emocji, W najgorszym razie, czeka mnie świecki pogrzeb (ale tak w ogóle, to na życie mi się ma :). Dobry Bóg, gdzie mam trafić to trafię, a jak nie trafię to będę w zacnym towarzystwie. Napisałam tu, fb nie zrozumie, zresztą tam ksiądz w gronie znajomych.
No, i tyle.