czwartek, 25 maja 2023

Zabić raka krzykiem ?

-Czasem chce mi się krzyczeć, wykrzyczeć prosto w twarz, powiedzieć co myślę, nie, nie chodzi o to by dać upust swoim emocjom, ani o to by udowodnić by moje racje i moje zdanie było ponadto i  najważniejsze, najmądrzejsze, ani też nie chodzi o to, że mi się przez wzgląd na chorobę, należy się więcej.
-Szlag mnie trafia gdy widzę tych wszystkich onkocelebrytów, którym to całe życie nie wychodziło, natomiast teraz na fali choroby próbują zdobyć popularność, mnie choroba nauczyła pokory, cholernej pokory, z przebojowej baby zrobiła osobę wycofaną, i tak naprawdę to tylko tu jestem sobą. Gdy ja chorowałam, byłam w trakcie jednego z cięższych etapów leczenia-brałam chemię-to nie wyglądałam jak gwiazda filmowa, w pełnym makijażu, nie w głowie mi było zdobywanie świata, czy bicie jakichś rekordów. Ja z łysą głową, podkrążonymi oczami, zagrzybioną jamą ustną, słaniająca się na nogach zaprzyjaźniłam się z miską- miską do rzygania, ta miska to był mój atrybut. - Jeszcze bardziej wkurzają mnie osoby takie które to same w sobie zdrowiusieńkie, z raka robią biznes, jak hieny żerują na ludzkim nieszczęściu, chociażby jedna ze znanych firm kosmetycznych A...... albo też udając wsparcie i ogromne zaangażowanie, zdobywają wymarzoną pozycję zawodową, swiat jest pełen takich ludzi...niestety.
-Tu mogę sobie pozwolić na więcej, choć do końca nie odkrywam kart. Cokolwiek nie napiszę zawsze znajdzie się ktoś kogo mój światopogląd będzie uwierać, tylko dlatego, że nie jest zgodny z jego własnym zdaniem. Jesteśmy bardzo nietolerancyjnym narodem.
-Ja sobie obiecałam, na mnie nikt nie zarobi....nie będę dla nikogo narzędziem ani środkiem do osiągnięcia celu, ja nie angażuję się w żadne grupy wsparcia, tam onkocelebrytyzm jest na porządku dziennym. Dzięki chorobie poznałam parę wartościowych osób.....szanuję  te znajomości.
Bardzo cenię Ks Jana Kaczkowskiego,( pomimo że sam nazwał się onkocelebrytą) napisał parę fajnych książek, między innymi ,, Życie na pełnej petardzie '' To dzięki niemu powstało Puckie Hospicjum.
-Czytam, i czytam, niektóre fragmenty po dwa razy czytam, tak by dobrze zinterpretować tekst, zrozumieć, co miał nam do powiedzenia Ks. Kaczkowski. Co rusz zaznaczam fragment dla mnie cenny.Podoba mi się filozofia myślenia tego człowieka, jakże inna, pełną zrozumienia dla ludzkich słabości, całkiem bez zadęcia, to mało spotykane w dzisiejszym kościele.
Z tej książki dowiedziałam się, jak zaszeregować mojego sąsiada -  kościelnego -  który to zniszczył mi samochód - nazywa się to ,, katolicyzm kucany "
Po prostu Bosko !!!!!!!  O tym, że są pluszowi księża również tu przeczytałam.
Oczywiście co ciekawsze wątki wkleję. Och najchętniej wstawiłabym całą książkę, czego oczywiście nie zrobię, moim zamiarem jest zachęcić do czytania.

-Niech nikogo nie zwiedzie, że ja taka gorliwa katoliczka, nic tylko się modlę i co najmniej cztery raz w tygodniu do kościoła chadzam - nic z tych rzeczy. Mój kontakt z Bogiem ma charakter bardzo intymny i osobisty, lubię sobie z nim pogadać, i napiszę tak - nikt nie jest tak tolerancyjny, wyrozumiały, cierpliwy, kochający jak Ten na Górze.
Pozdrawiam wszystkich Tych, którym jeszcze chce się tu zaglądać.





czwartek, 24 września 2020

Leczenie w czasach Covid 19, popełniłam posta.

 Kiedy nam Rakowcom wydawało się - nie, nie wydawało się, było trudno, trudno się zdiagnozować, trudno dobrać terapię, ciężko trafić do dobrego specjalisty - to żeby było jeszcze trudniej los zesłał nam Covid 19. Nie tylko Nam - to globalny problem, dotyczy wszystkich.

Teraz stres związany z leczeniem jest podwójny, by nie napisać potrójny, potęguje się, nie dość, że boimy się czy wdrożone leczenie się powiedzie, czy nie będzie przerzutów.  to przez wzgląd na osłabioną odporność jesteśmy narażeni na wirusa Covid 19 - niejednokrotnie śmiertelną chorobę, zdarza się przebiegającą bezobjawowo - a to już wyższa szkoła jazdy😏

Wszystkie Szpitale, Instytuty, Centra medyczne, lekarze POZ, zamknęły przed nami swoje podwoje, teraz obowiązuje teleporada 😟 . Piszę oczywiście ze swojego punktu widzenia, dotknęło mnie to osobiście. Ja swoje zaplanowane badania wykonałam w umówionym terminie, natomiast instytut odwołał moją wizytę, informując mnie smsem:

,,Centrum Chorób Piersi: wizyta kontrolna odbędzie się w późniejszym terminie jako teleporada .  Proszę wykonać zaplanowane badania zgodnie z ich terminem. W razie potrzeby prosimy o kontakt wcześniej, nr tel. xxxxxx lub e-mail xxxxx "

Minęło półtora miesiąca, cisza w eterze, nikt nie dzwoni, nikt nie pisze, rozumiem badania wyszły dobrze, jedna pacjentka mniej 😕. Wpierw w wynikach napisano  G3 a teraz się mnie pozbywają? no dobra pierwsze koty za płoty, sytuacja jest dynamiczna, może ktoś sobie przypomni. Tak naprawdę jestem przerażona, to tak jakby ktoś zabrał mi parasol ochronny, który  wcześniej rozpostarł nade mną.

Tematy ginekologiczne jakoś ogarnęłam, tradycyjnie, jak co dwa lata ( no nie, badam się znacznie częściej) pozbyłam się endometrium. Kto wie, ten wie, to zabieg w narkozie, wykonywany w warunkach szpitalnych. Przez wzgląd na Covid 19 w warunkach szczególnych, 30 minut czekałam na dworze by wejść na izbę przyjęć. Ale po kolei, tydzień przed zabiegiem zadzwoniła miła pani, poinformowała mnie, że mam się naszykować na dobowy pobyt. Wiedziona doświadczeniem poprzednich zabiegów, naszykowałam się - wiadomo ręcznik, koszulka (  idąc na taki zabieg warto zabrać koszulkę nocną ) szlafrok, kapcie, jakaś chemia, obowiązkowo duża woda mineralna, pokrótce pisząc miałam tę torbę....no do najmniejszych nie nalężała. Aaaaaa i podpaski koniecznie, bez tego ani rusz. Czasy szczególne to i ilość papierów przy przyjęciu większa, ogarnęłam temat. Dalej wszystko dzieje się w tempie expressowym, jadę na oddział.

Kameralna sala, cztery łóżka, świetny widok za oknem. - Proszę wybrać sobie łóżko. Ups - myślę sobie, spędzę tu dobę, waham się na które się zdecydować. - Proszę natychmiast przebrać się w tą flizelinową koszulkę wycięciem do przodu, już zaraz jedziemy na zabieg. - No nieźle, niezłe tempo - myślę sobie, nie ma czasu na stres. Szybko zrzucam swoje ubrania, plączę się w spodnie 😄. Jestem już prawie gotowa gdy słyszę kolejne polecenie - proszę jeszcze skorzystać z toalety- dobra - biegiem pędzę do toalety, w flizelinowej, przezroczystej koszulce, bez bielizny, znaczy się majtek😂. Na szczęście jestem tu sama, nikt mnie nie widzi. Jeszcze tylko przemywam ręce, na korytarzu już czeka pielęgniarka z łóżkiem. Chwila konsternacji, na stopach mam klapki których nie mogę zabrać na zabieg. Celnym rzutem umieszczam je w sali. - O Matko Bosko - wymsknęło mi się. - Nie ma tu Matki Boskiej - odpowiada pielęgniarka, jestem tylko ja. - Jak to niema ??? a własnie, że jest, ta sprawa została już dawno omodlona - ripostuję.. 

No i niech mi ktoś powie, że nie ma Covid 19, że nie ma wirusa - to po co się tak wystroili? kosmiczne kombinezony, maseczki, przyłbice, rękawice 😃. Czego się obawiają ??? Bardzo sympatyczna pani anestezjolog przeprowadza ze mną wywiad, wenflon już w ręce mam, za chwilę wpadnę w objęcia Morfeusza, ostatnie pytanie - czy ma pani sztuczną szczękę ?  Nie wiem, odpowiedziałam lub nie, niemniej moje pierwsze zdanie po wyjściu z narkozy brzmiało - nie mam swoje zęby !  Tak się szykowałam na dobę, tak się szykowałam......dwie godziny po zabiegu dostaję wypis do ręki - może pani iść do domu. 

Telefon do przyjaciela - przyjedż po mnie, wychodzę, mam wypis ! Haaa, miał swoje plany, pokrzyżowałam je. Tak bywa. No to przebrana, wlokę to wypakowane torbisko przez szpitalny korytarz, prosto do windy. Marzę o tym by ponownie położyć się do łóżka. Takie to chorowanie w czasach zarazy 😃 Obyśmy tylko zdrowi byli, noszenie masek to małe utrudnienie, bardzo niewielkie, jeśli ma nas uchronić przed tą straszną chorobą, to chyba warto. 

Pozdrawiam. 


 

wtorek, 12 marca 2019

Życie po raku !

Życie po raku jest do dupy, no bo tak, nigdy nie wiesz, czy  naprawdę pozbyłaś się gada ?
W wyniku przebytego leczenia traci się pewien procent zdrowotności, mastektomia - ta radykalna, powoduje, że sprawność jest znacznie ograniczona i bardzo odbiega od tej z poprzedniego życia.
Myślisz sobie, trudno, stało się, jakoś muszę z tym żyć.

No i zaczynają się schody, starasz się, mimo wszystko.
Chcesz udowodnić całemu otoczeniu, że dasz radę.
Będzie po staremu ? Nie będzie.
Wpierw wszyscy Cię uważają z super bohatera, byłaś taka,  odważna, podjęłaś walkę, straciłaś włosy, poddałaś się operacji w efekcie czego masz tylko jedną pierś.
Lekarze, badania, komisja, orzeczenie o niepełnosprawności - jestem osobą niepełnosprawną.

Życie toczy się dalej, jesteś, żyjesz, trwasz. Każdy zajmuje się sobą swoim życiem, a ty ?
Ty tak naprawdę, zostajesz sama, ze swoim problemem .
Już nikt nie pamięta, że byłaś chora, ( myślą że zapomniałaś) że jesteś w pewnym stopniu niepełnosprawna, przecież Ty zawsze dajesz radę.
Nikt nie wyciąga pomocnej dłoni, masz problem ze znalezieniem pracy.Jesli jesteś młoda , to jeszcze daj Boże .
Po pięćdziesiątce, jesteś bez szans, możesz sprzątać, ale na to trzeba mieć siły.
W ogóle , zaczynają Ci się przyglądać - miała tego raka, czy tylko tak udawała. No bo gdyby miała , to powinna już kwiatki wąchać od spodu. Niektórzy poczuli się zawiedzeni - miała spektakularnie umrzeć.

Najgorzej zaczynają Cię traktować ludzie z pierwszej lini frontu, najbliższa rodzina, znajomi, pozwalają sobie na zbyt wiele. Już nikt nie roztacza nad Tobą ochronnego parasola, dla NFZ jesteś zbędnym balastem. Dalej lecz się sama, kombinuj, jak zdobyć skierowanie na rehabilitację, masaż wspomagający usunięcie chłonki ? Twoje ciało, świątynia dla duszy, słabnie, wciąż woła - help.
Czujesz się podłe, tak jakbyś wszystkich zawiodła.
Najgorsza jest bezsilność, kiedy to chcesz coś z tym koszmarnym życiem począć, a nic Ci nie wychodzi.

Ważne jest, by w życiu nie być samotnym. Na to pracujemy całe życie, robimy coś dla innych, coś dobrego, coś co może zaprocentuje, może ktoś kiedyś o nas  pomyśli, powie choć jedno dobre słowo. Nie, nie powie, w swojej interesowności, przyjedzie, wykorzysta, porzuci. Wszystko na swoich warunkach, jeśli się nie dostosujesz, to jesteś nikim - śmieciem. Do następnego razu, kiedy to będziesz znowu przydatna i potrzebna, póki co zrobią z Ciebie intrygantkę.

Wszak mówią , że dobro powraca - z mojego doświadczenia - nie powraca !
Rak kopie doła, coraz głębszy ten dół.

niedziela, 25 lutego 2018

Rakowe opowieści - miałam nie pisać !

Jestem nikim, czyli po pierwsze ludzie. Och.
Najtrudniej jest zacząć, napisać coś co zaintryguje czytelnika, przyciągnie jego uwagę, spowoduje, że odnajdzie cząstkę siebie, receptę na swoje problemy.

Odnależc siebie.Do dziś szukam.




-Mam guza w lewej piersi, mamo, czy ty mnie słuchasz ?Mam raptem dopiero trzydzieści siedem lat- czy ty rozumiesz co ja do Ciebie mówię ? zrozpaczona Halina, Halinka, dla przyjaciół Linka, usilnie szukała choć odrobiny współczucia, empatii.
Zdenerwowana matka,gwałtownie odstawiła garnek na piec-serio co ty mówisz,u nas w rodzinie nikt nie chorował na raka piersi.Ale wiesz, ciotka Maryśka mi się ostatnio śniła.
-No i co z tego, jaki to ma związek ze mną, po co ty mi to mówisz ? Ciotka Maryśka, żona wuja, brata ojca mego długo leczyła raka piersi, biedna co ona tam sobie nie usunęła, obie piersi, jajniki, koniec konców, przegrała nierówną walkę, a może wygrała, w końcu unicestwiła skurczybyka, tylko jakim kosztem ??? Za cenę własnego życia ???
-Ano sniła mi się, chyba tylko po to, by mnie poinformować, że ty rówież będziesz chora-wydatne usta kobiety sciągnęły się w wąską kreskę, niebieskie oczy stalowo błysnęły.
-Mamoooo ! mamooo! co ty mówisz? czy ty się słyszysz ? Nie no żeby tak własna matka, to nie do pomyślenia !
Wymyśliła tą historię czy na prawdę miała ten sen ???
Nie, to nie może być to, jakkolwiek i cokolwiek to nie rak, ja okaz zdrowia, nie pamiętam kiedy chorowałam-gorączkowo myślała Linka.
Tak bardzo liczyła na matkę, jechała kawał drogi, miała potrzebę by komuś się wygadać, pożalić, komuś kto ją zrozumie, wesprze, tak liczyła i się przeliczyła. Było jak zawsze, mama Antonina, przez koleżanki nazwana żelazną damą, życie jej nie rozpieszczało, to i ona nie rozczulała się nad własnymi dziećmi.
-Byłaś u lekarza ? Mysli kłębiły się w głowie starszej już przecież kobiety. Dwie córki każda inna, Dorota-wiecznie zbuntowana nastolatka, dwoje dzieci z pierwszego małżeństwa, już po rozwodzie,aktualnie w nowym związku i nowej ciąży.
Natomiast Halina, Halinka- co za zwariowany pomysł zwracać się do kogoś-Linka, poukładana, ascetka, realistka twardo stąpająca po ziemi, wraz z mężem od lat walczyli o zajście w ciążę.
Och nie będzie lekko-pomyślała kobieta. 
Też pytanie-żachnęła się Linka-mam już wynik usg, oraz wskazania do wykonania biopsji cieńkoigłowej, za miesiąc umówioną wizytę na onkologii-to zabrzmiało grożnie dla Tosi,dla niej ta cała onkologia to jak zdobycie  Mount Everest, ona całe życie korzystała z miejscowej poradni, choć sprawy rakowe nie były jej obce.Gdy miała trzydzieści pięć lat w wyniku choroby nowotworowej zmarła jej matka, cierpiała na nowotwór żołądka, teraz tak się zastanawiała, spóznili się z tym leczeniem, trzeba reagować tak jak Linka, natychmiast, nie czekać, nie zwlekać, nie cierpieć w milczeniu-mądra ta jej córka, zupełnie inna, zaskakująco inna od matki.

Halina-zawsze była nikim, tak czasem o sobie myślała. Jestem niezagospodarowany potencjał ludzki, co z tego że twórcza, kreatywna, skoro nikt nie chciał tego wykorzystać.Zresztą w tym kraju by zaistnieć, należy iść wyboistą drogą po trupach do celu-a to nie leżało w jej charakterze, wydawało by się, że nie ma natury bojowniczki.
Z duszą na ramieniu, sercem kołaczącym gdzieś w okolicach gardła, na uginających się nogach, niecierpliwie czekała na swą kolejkę w Centrum Onkologii. Tłum ludzi kłębił się pod gabinetem biopsji cieńkoigłowej, srednia wieku tak koło sześćdziesiątki.
Starsze towarzystwo z zainteresowaniem przyglądało się młodszej pacjentce.
-Kochanieńka Ty taka młoda, tak dobrze wyglądasz, Ty się pochorowała, nie może być-zaszczebiotała starsza kobieta, siedząca obok.
-Widzisz ja od lat choruję, wszystko to przyszło z piersi, prawej piersi, teraz zaatakował wątrobę i drugą pierś, ale ja się już zabezpieczyła, testament napisała i miejsce na cmentarzu wykupiła-ciągneła monolog obca kobieta.
Halina pobladła, miała wrażenie że wraz z powietrzem uszło z niej całe życie-no jak to tak, ma się teraz tłumaczyć  ze swoich słabości i dolegliwości, tu i teraz przed tymi pacjentami, never, nigdy, ona tak nie potrafi, zresztą ją to nie dotyczy, ona tylko chce sprawdzić, zbadać, ewentualnie usunąć i już nigdy nie wracać w to miejsce.
Drzwi do gabinetu gwałtownie się otworzyły,poprzez szum w uszach usłyszała swoje nazwisko, siedzi jak przymurowana do krzesła, zniecierpliwiona pielęgniarka ponownie zawołała-pani Och !
-Tak jestem-na nogach jak z waty Linka ruszyła w stronę gabinetu,przez mózg przetoczyła burzę myśli-to już? to się dzieje naprawdę? to niesprawiedliwe, nie każda kobieta tego doświadcza, dlaczego ja ? to pewnie jak madejowe łoże? cholera boję się jak sto diabłów.
-Poproszę się rozebrać od pasa w górę, która to pierś?
-Lewa-wykrztusiła, na godzinie dziesiątej-proszę usiąść swobodnie, zaraz będzie po wszystkim- dwie panie w białych kitlach dobierały igłę do wkłucia.
Ok, to pobieramy, spokojnie, to tylko małe ukłucie, nie będzie śladu-wystraszona na maksa odwróciła głowe w bok- nie będę na to patrzeć.
-Wkłuły się ?-świat zwolnił obroty ? miała wrażenie, że te trzy minuty to wieczność.
-Materiał do badania pobrany, może pani się ubrać, ten gazik proszę włożyć do stanika w miejsce ukłucia, wynik będzie za trzy tygodnie w gabinecie lekarskim, na wizycie- do widzenia.
-Szok, to już, nawet nie poczuła, pierwsze koty za płoty, teraz   skrzydła u ramion jej wyrosły- jaka jestem dzielna, wszystko będzie dobrze.

Cdn, może ?

           


























































































































czwartek, 3 sierpnia 2017

Może to ten czas ?

Witam.
Dziś będzie krótko, rozważam usunięcie bloga, naprawdę mocno się zastanawiam, pisarka ze mnie żadna, czytelników nie pozyskałam. Czasem ktoś wpadnie.....poczyta i zapomni, może się pośmieje....bez sensu.

Nie mam parcia, dziś nikt nikogo nie obchodzi, każdy widzi tylko czubek własnego nosa, ewentualnie buta. Ja jestem  niedzisiejsza,  nie na te czasy, i chyba wychowana w innym duchu. Naskrobałam tego....troszkę od 2012 roku, jeszcze pomyślę, usunę, ewentualnie treści sobie zachowam, w końcu to kawałek mojego życia.

Wiem zaglądacie....największe wzięcie ma post o biopsji grubo igłowej i sanatorium w Ustroniu.
Czyli kobiety szukają informacji. Dziś można znaleźć ją wszędzie, na facebooku są grupy wsparcia, w sieci są odpowiednie strony, choćby Amazonki Net.

Nie jestem jedna, jedyna w swoim rodzaju, ani wyjątkowa, ja jestem nikt, nie zagospodarowany potencjał ludzki. Póki co, pomyślę......pozdrawiam Dike.

piątek, 21 lipca 2017

Porządki ku zdrowotności.

Rozochociłam się, rozsmakowałam w życiu.
Choć nadal słaba, jednak co by nie napisać to choroba osłabia, leczenie (chemia) osłabia, radioterapia osłabia, zabiegi chirurgiczne, w tym narkoza- osłabiają, no i na koniec końców po 50 to już w ogóle się słabnie na maksa.

Jeszcze parę dni i będę świętować swoje pięć lat od pozbycia się dziada, tak, tak, 27.07.2012. roku pańskiego, wyrzuciłam na zbity pysk, niechcianego gościa, szkoda, że przy okazji pozbyłam się piersi, No ale jak się idzie na wojnę, to ofiary muszą być
.
To było bardzo niespokojne pięć lat, wciąż coś się działo - a to doszukiwali się lokatora w drugiej piersi, w wątrobie również, nie ominęła mnie abrazja, nadal źle znoszę hormonoterapię, no i hura ! hura! hurra! jeszcze tydzień, dwa, tabletki typu tamoxifen, czy egistrozol też mi odstawią.
Postanowiłam zaufać swojej intuicji, wiedziona zdrowym rozsądkiem - tak przynajmniej mi się wydaje, i tak myślę - za radą mądrych medyków dermatologów, usunęłam ze skóry pleców wszystkie brzydkie plamy, jakie to powstały przez te pięć lat. Moja wspaniała Pani dermatolog J.S. po sprawdzeniu zmian dermatoskopem, każdą plamę wymroziła -jestem jej wdzięczna, w końcu wyglądam normalnie i mogę się ludziom na oczy pokazać. Mało tego - usunęła również włókniaki powstałe na szyi, i to w liczbie mnogiej. Nie napiszę, że to były przyjemnie zabiegi, do wytrzymania moje Panie.

Sprzątam aż się kurzy - porządek musi być, teraz pod nóż poszła moja twarz, hmmm - od lat noszę na policzku zmianę potrądzikową, w postaci brodawki, także na łuku brwiowym, a właściwie tej z łuku brwiowego to już się pozbyłam.
Wszystko w ramach NFZ, za nic nie płaciłam, wystarczy skierowanie od lekarza rodzinnego do Chirurga Plastyka. Trafiłam w ręce cudownej pani doktor Specjalistki Chirurgii Plastycznej D.P - K.
Muszę to napisać, odkryłam wspaniałą Placówkę, Centrum Medyczne, gdzie pracują wspaniali ludzie, jedyni w swoim rodzaju, gdzie człowiek czuje się jak pacjent ( nie jak śmieć ) jest zaopiekowany od początku do końca. Gdy opowiadam znajomym, to często pytają - A to było aby na pewno w Polsce ??? Tak w Polsce - można ? Można :)

Zdjęć z plecków nie posiadam, musicie uwierzyć na słowo honoru hahaha  :-D
Ciekawe jak się zagoi, czy będą blizny ? Ja już jak weteran wojenny, troszkę się nazbierało :)
Jeśli Macie jakieś pytania - śmiało piszcie, odpowiem szczerze. Pozdrawiam serdecznie Dike.



,,Ale to już było, i nie wróci więcej '' Oby, niech się sprawdzi !

Na życie mi się ma !!!

Z frontu walki, to jeszcze nie koniec :)

piątek, 9 czerwca 2017

Na zdrowie !!!

Zdrowie - najcenniejsze co posiadamy !
Warto o siebie trochę zadbać, tym bardziej, że pora roku sprzyja. Na straganach robi się kolorowo.
-Wiem, wiem, nikomu nie chce się robić soków, pieczołowicie myć, obierać, wyciskać owoce, tylko dla chwili przyjemności - taki sok świeżo wyciskany, to roboty co nie miara, niebo w gębie a sokowirówka sama się nie umyje.
Jak to mówią - potrzeba matką wynalazku - z potrzeby zastąpienia słodyczy ( czekolady, czekoladek, batoników, ciast i ciasteczek ) wpadłam na pomysł robienia smoothie, czym dziś chcę się podzielić.
Nie prowadzę bloga kulinarnego, raczej takiego propagującego zdrowy styl życia, dlatego wkleję kilka moich propozycji zastąpienia słodkości. Już moja mama, która to również chorowała na raka, mawiała- mój lokator chce słodyczy i kiełbasy. I mnie również tak ssie, zjadłabym jakieś pyszne ciacho, kaloryczny deserek, lub bitą śmietanę z owocami i czekoladą - mniam.
Wazne jest by po chorobie nowotworowej zdrowo się odżywiać, unikać cukrów prostych - wszak rak żywi się cukrem. W ogóle najlepiej cukier zastąpić miodem.
Dzisiejszy post jest dla posiadaczek blendera.

Trwa sezon na truskawki. Jogurt naturalny, łyżka miodu, nasiona Chia, truskawki - uwielbiam.
Truskawki, jabłko, banan, morele, troszkę imbiru, całość zblendować, można dodać trochę wody mineralnej niegazowanej - i jest pysznie.

Jabłko, gruszka, banan, szpinak. Smakuje całkiem dobrze, dobroczynne działanie szpinaku wszyscy znamy.
Ananas, garść zielonej pietruszki, jabłko sok z połówki limonki, trochę wody mineralnej niegazowanej. Bardzo orzeźwiający, polecam.
Jak widać zielone rządzi, zielony to mój kolor przewodni. Ogórek zielony, jabłko, mango, szpinak, odrobina imbiru, woda mineralna niegazowana.
Energetycznie, pomarańczowo, jabłko, banan, pomarańcza, marchew, mango, odrobina imbiru, woda mineralna niegazowana.
Zielony- ananas, jabłko, ogórek zielony, pietruszka zielona, sok z limonki, łodyga selera naciowego, woda mineralna niegazowana.
Pomarańczowy-ananas, morele, banan, jabłko, nektaryna, odrobina imbiru, woda mineralna niegazowana.


Życzę smacznego i powodzenia w odkrywaniu nowych smaków, pozdrawiam serdecznie.
Dike.